Wizyta w Trójmieście – Hotel Sadova

Za bazę wypadową weekendowego wyjazdu pracująco-odpoczywającego do Trójmiasta, wybraliśmy Hotel Sadova –  jedną z nowszych pozycji na rynku trójmiejskich obiektów noclegowych, w ciekawej lokalizacji.

Od początku. Wyjazd z Mazur zaplanowaliśmy na niedzielę, ale dopiero w czwartek uświadomiliśmy sobie, że trzeba szukać miejsca na nocleg, bo inaczej będziemy spać w samochodzie ;). Okazało się, że w tym czasie Hotel Sadova dysponuje wolnymi pokojami, więc decyzja podjęła się sama. Dojazd do hotelu od naszej (wschodniej) strony, to czysta przyjemność: szybkie dwa skręty w prawo i jesteśmy. Jedynym naszym problemem było znalezienie parkingu, który jak się potem okazało jest po prostu ukryty za hotelem (trochę naszukaliśmy się oznaczenia i wjazdu).

Normą chyba już jest, że w hotelach psuje się szlaban… Mogłabym wyliczać i wymieniać, gdzie ten cud techniki szwankował utrudniając wjazd i wyjazd, lub najzwyczajniej w świecie był permanentnie podniesiony. Nie inaczej i tu: „błąd systemu”. Na szczęście telefon do recepcji szybko rozwiązuje sprawę i zostawiamy auto za budynkiem.

Pierwszy kontakt z obsługą hotelową to, zaprawdę powiadam Wam, bardzo pozytywne doświadczenie. Sympatycznie uśmiechnięta Pani w recepcji, która opowiedziała nam to i owo o hotelu, wręczyła mapkę z informacją o tym, jak dojść do starówki (5 minut spacerem!) i życzyła miłego pobytu. Niby podstawy meldunku Gościa i obowiązujący standard, a jednak jakoś tak… niewymuszenie sympatycznie i pogodnie.

Przestrzeń w hotelu utrzymana jest w stonowanych kolorach z przewagą eleganckiej czerni, a sam jego wystrój, choć minimalny to pięknie designerski – takie perełki jak ażurowe lampy w restauracji a’la carte czy wielkie, plecione fotele przy kominku w pobliżu lobby baru cieszą oko i radują duszę. Parter jest sercem hotelu, na którym znajdziemy wszystko, co obiekt ma do zaoferowania Gościom. Mamy tu więc wspomnianą już restaurację i lobby bar, salę fitness i strefę basenową. Ta ostatnia nie jest może zbyt rozbudowana, ale na poranne rozbudzenie, czy też wieczorne pluskanie – w sam raz.

Pokój, w którym mieliśmy okazję gościć znajdował się na trzecim piętrze a jego okna wychodziły na ulicę przed hotelem. Nocleg w pokojach z tej strony ma swoje duże plusy, jak na przykład większe łóżko (kto lubi rozciągnąć się w trakcie snu ten wie, jak ważna jest ta przestrzeń), ale ma też minusy. Pierwszym z nich jest sama ulica właśnie: złożona z betonowych płyt, sprawia, że przejeżdżające przed hotelem auta dudnią jak pociągi. Drugi minus, z którym nie koniecznie każdy się spotka: okna w budynku Akademii Muzycznej, która jest vis a vis. Mieliśmy to „szczęście”, że do późnych godzin nocnych w wielkiej auli naprzeciwko świeciły się wszystkie światła, pięknie oświetlając nasze łóżko. Oczywiście – są zasłony. Ale kiedy zasłaniam całe okna, rano nie potrafię się obudzić i czuję się jak zombie. I tak źle i tak niedobrze…

To, co pozytywnie nas zaskoczyło – to komórka-przewodnik w pokoju. Wpisujesz datę pobytu i ustalasz co chcesz zwiedzać, następnie bierzesz ten cud techniki ze sobą i nie jest Ci potrzebny żaden „żywy” przewodnik. Bardzo żałowałam, że mamy tak napięty grafik konsultacji w innych obiektach, bo nie mogłam sprawdzić tego w akcji. Cóż, może następnym razem. Kolejnym miłym akcentem jest obsługa housekeepingu. Poprosiliśmy o szlafroki, a w przeciągu kilku chwil pod naszymi drzwiami pojawiła się uśmiechnięta Pani pokojowa i wręczając nam przesyłkę, życzyła miłego pobytu. W takich chwilach czujesz, że jesteś Gościem, a nie intruzem w hotelu.

Wieczory i poranki to czas, który wszystkie głodomory lubią najbardziej, czas śniadań i kolacji – a więc kierunek: Restauracja o wdzięcznej nazwie Papieroovka (no bo Sadova przecież 😉 ). W ramach pobytu korzystaliśmy z obiadokolacji, a z racji małej ilości Gości – była ona w formie skróconej karty: do wyboru jedno z dwóch zaproponowanych dań (zupa, główne, deser). I kurcze, nie wiem… Czytałam opinie z początku funkcjonowania obiektu, że obiadokolacje w takiej formie były jeszcze bardziej skrócone – czytaj: dostajesz to, co przygotowaliśmy i już. Widać, że hotel słucha swoich Gości i popracował nad tematem – za to kłaniam się w pas. Natomiast, co do samych dań… Wybraliśmy wszystko po jednym i podane było na bajecznych talerzach, ale w smaku – poprawne. Przyznam, że liczyliśmy na fajerwerki i nie jestem pewna, czy to po prostu dlatego, bo obiadokolacja, czy tak jest też na a’la karcie. Co do śniadań – jedne z lepszych, jakie dane mi było jadać. Gdyby nie pośpiech i napięte godziny spotkań, siedziałabym tu ze dwie godziny i skubała to i owo z bufetu. Bufet, właśnie! Piękny mają ten bufet… Przypominał mi trochę śniadania w dawnej sopockiej Merze, ale wydawał się jeszcze bardziej obfity. Gdyby nie ten czas…

Reasumując. Sadova jest pięknym hotelem z niesamowicie sympatyczną obsługą. Do pełni szczęścia brakuje tylko kilku elementów, które złożyłyby się na idealny pobyt.

 

NAJNOWSZE WPISY
REKLAMA , BO ŻYĆ Z CZEGOŚ TRZEBA
KONIEC REKLAMY ;-)
WSPIERAMY CZTERY ŁAPY

Ośrodek Jelonki niesie pomoc zwierzętom dzikim, chorym i po wypadkach. Przeczytaj więcej o Ośrodku Okresowej Rehabilitacji Zwierząt Jelonki TUTAJ

Spodobał się artykuł? No to szybciutko sharuj!:

Facebook
Pinterest
Skype
WhatsApp
Email
Michał
Autor bloga i maruda hotelowa. Jeśli masz jakieś sugestie jak rozwinąć bloga lub chciał(a) byś zaproponować artykuł - pisz śmiało, na pewno się odezwę ;-) kontakt [at] trochetutrochetam.pl